🐆 Nie Chce Mi Się Iść Na Trening
Okazuje się jeszcze, że trening jest przeniesiony w inne miejsce, więc w ostatniej chwili wpadamy do szatni. Przebieramy się, wbiegamy na salę gimnastyczną i wtedy trener mówi, że już nie możemy wejść, bo od pięciu minut trwa rozgrzewka, a na treningi nie można się spóźniać. I że sobie możemy jechać do domu.
Oczywiście nie brakuje chwil grozy. Upadki się zdarzają. Na szczęcie nigdy nie doznałem poważnej kontuzji. I dodaje: - Kiedy miałem 10 lat, dostałem swój pierwszy motorek skuterek, na którym mogłem powolutku ćwiczyć akrobacje. Na nim uczyłem się pierwszych ewolucji. To była czarna Yamaha BWS z 1996 roku.
Co zrobić żeby nie iść na urodziny? Moja kumpela ma pojutrze urodziny,a mi się nie chce do niej iść na uro i też nie mam prezentu. A jak jej to wprost powiem to się wtedy obrazi. Pomóżcie mi! NaJKA CZEKA! Zobacz 15 odpowiedzi na pytanie: Co zrobić żeby nie iść na urodziny?
Przyjęły na siebie narzucone role, nie sprzeciwiają się, bo tak od lat żyje się w ich miasteczku. Ona nie wytrzymała tego, więc zemściła się za nie wszystkie, nie tylko za siebie. I doprowadziła rzecz do końca, a potem wycofała się niby na urlop bezpłatny obserwując, co się dalej stanie.
Po 1,5 roku spędzonym na zajęciach w Finlandii wiedziałam już jednak, że to nie jest mój trening, że to nie jest moje miejsce. Pomimo że ludzie fantastyczni, trener super i rewelacyjnie mi
Jak nie iść na firmową imprezę? Co zrobić, gdy jest impreza firmowa, ale jest daleko, nie chce mi się tam jechać, nie mam na to czasu. Nie chcę, aby inni się na mnie obrazili. Po prostu nie lubię takich wydarzeń. Jak odmówić udziału w imprezie firmowej? Jak wykręcić się z imprezy firmowej? Czy warto chodzić
Następnym razem na spacer wychodzi dla odmiany z nami Donner. Z tym to Elka czuje się bezpieczna. Wiadomo za kim iść, kogo się pilnować, gdzie siknąć i co powąchać, choć i przy nim zdarzają się zawiechy, szczególnie kiedy zaszczeka gdzieś pies. Zielona w kwestii tak małych szczeniaków długo nie mogłam ogarnąć, czemu Elza
I tak właśnie będzie. Spróbuj, może się okazać, iż wcale nie jest tak źle, a zyskasz nowe, ciekawe zajęcie. Czasem za hasłem „nie lubię ćwiczyć” kryje się w istocie: „mam obawy by iść na siłownię, tam są dobrze wytrenowani ludzie, a ja się wstydzę swojej sylwetki”. Cóż, każdy kiedyś zaczynał trening, obecnie
Miał przy tym krzyczeć, że „nie chce iść na wojnę”. Władimir Putin w środowym orędziu ogłosił mobilizację w Rosji, a rosyjski minister obrony Siergiej Szojgu wyjaśniał, że ma
1U9Ndf. By zauważyć na ciele pozytywne zmiany, trzeba ćwiczyć regularnie i to przynajmniej kilka razy w tygodniu. Niestety, nie zawsze jest to takie proste, bo przecież lenistwo dopada nas na każdym kroku. Sama wielokrotnie się z nim spotkałam i wcześniej dawałam mu za wygraną – odpuszczałam jeden dzień treningu, później kolejny, aż doszło do całych miesięcy bez ćwiczeń. W Internecie szukałam kolejnych sposobów na motywację, testowałam je na sobie i wybrałam te najskuteczniejsze. Nie mówię, że zadziałają one na Was równie dobrze, ale spróbować zawsze warto. Według mnie najważniejszy jest jednak dobry plan treningowy. Ustalcie sobie, w jakich dniach będziecie ćwiczyć i jak będzie wtedy wyglądać Wasz trening. Nie zapamiętujcie tego, a zapiszcie na kartce, bo zanotowane słowa mają większą wartość. Powieście swój plan w widocznym miejscu (np. na lodówce lub na biurku) i zawsze trzymajcie się rozpiski. A jeśli to nie zadziała, zobaczcie, co sama robię, gdy nie chce mi się nawet wyjść z łóżka. Włączam energetyczną muzykę Muzyka to najlepszy antydepresant, lek przeciwbólowy i źródło pozytywnej energii. Z jej pomocą można zachęcić się do ćwiczeń – dodać sobie siły, mocy i motywacji. W tym celu należy wybierać skoczne, energetyczne i żywe piosenki o szybkim tempie, bo to one pobudzają ciało i umysł do pracy. Depresyjne i wolne utwory wprowadzają bardziej w stan melancholii, więc po nie nawet nie ma co sięgać. Gdy brakuje mi energii, odpalam ulubioną playlistę i od razu czuję, jak poprawia się moje samopoczucie, a ciało aż rwie się do działania. Wstaję wtedy z łóżka i często zaczynam sama podrygiwać w rytm muzyki, tańczyć lub intensywnie sprzątać. Już tak delikatny wysiłek będzie minimalną aktywnością fizyczną, po której na pewno zechcecie zrobić coś więcej, czyli poćwiczyć. Na siłownię również nie udaję się bez swojego telefonu i słuchawek – chowam cały sprzęt do nerki, nastawiam maksymalną głośność i odcinam się od całego świata. Oczywiście sami musicie zdecydować, jaka muzyka działa na Was najlepiej. Mnie doskonale ćwiczy się do ostrzejszych kawałków, czyli np. utworów Marylina Mansona lub do hip-hopowych piosenek Eminema. Słuchając, łatwiej jest nam zapomnieć o tym, jak duży wysiłek wkładamy w podniesienie ciężaru lub w przebiegnięcie kolejnych kilometrów. Skupiamy się w dużej mierze na muzyce, a ona pozwala nam przejść przez najtrudniejsze treningi. Zdecydowanie warto z tego skorzystać. Oglądam motywacyjne filmy i zdjęcia Internet jest przepełniony stronami z motywacyjnymi wpisami. Na nich szukam zdjęć wysportowanych kobiet z pięknymi, wyrzeźbionymi ciałami, których sylwetki sama pragnę osiągnąć. Znalezione fotografie zapisuję sobie w osobnym w folderze i w kryzysowych chwilach po prostu do niego sięgam. Patrzę, jak mogę wyglądać, jeśli tylko wytrwam w swoim planie treningowym i zmuszę się do kolejnych ćwiczeń. Oglądając zdjęcia, widzę nie tyle piękne modelki, ile ich ciężką pracę, bez której na pewno by tak dobrze nie wyglądały. Wiem też, że tak wyretuszowane zdjęcia mogą na niektórych zadziałać odwrotnie – sprawić, że człowiek załamie się, bo uzna, że choćby nie wiem co robił i tak nie będzie dobrze wyglądać. Musicie więc sami sprawdzić, jaki efekt przyniesie u Was taka metoda. Od siebie polecam także filmiki motywacyjne dostępne w sieci pokazujące zwykłych ludzi osiągających ogromne sukcesy. Świetnym przykładem takiej osoby jest Arnold Schwarzenegger – w dawnych latach mistrz kulturystyki z dumą prezentujący na zawodach swoje mięśnie. Filmy o takich osobach są przepełnione tekstami motywacyjnymi, radami, jak osiągnąć sukces i zachętami do działania. Doskonale wpływają na umysł, dodają siły i sprawiają, że człowiek nie ma już ochoty siedzieć w miejscu, a pragnie działać i sięgać po swoje marzenia. A i polecam jeszcze spojrzeć na filmy, w których wypowiada się CT Fletcher. To prawdziwy mistrz motywacji, który zainspirował już mnóstwo osób z całego świata. Patrzę w lustro Ta metoda sprawdza się doskonale w dwóch przypadkach – gdy macie jeszcze sporo kilogramów do zrzucenia lub w momencie, w którym osiągnęliście już w miarę dobrą sylwetkę. Początkowo należałam do pierwszej grupy osób, czyli borykałam się z nadwagą. Gdy nie chciało mi się ćwiczyć i marzyłam wyłącznie o słodkich przysmakach, stawałam przed lustrem i po prostu patrzyłam na swoje ciało. Widziałam dokładnie wszystkie niedoskonałości, a mówiąc szczerze – ogromne fałdy, cellulit, rozstępy i ogólnie zakompleksioną dziewczynę, której brakuje pewności siebie. Od razu wtedy orientowałam się, że to wcale nie jestem ja i wcale nie chcę tak wyglądać, a żeby to zmienić, muszę koniecznie ćwiczyć. Od razu biegłam wtedy na siłownię i pracowałam jeszcze ciężej. Gdy już udało mi się pokonać nadwagę i pozbyłam się większej ilości kilogramów, nie zrezygnowałam z obserwacji ciała. Dalej chętnie spoglądam w lustro i patrzę, jak zmienia się moje ciało. Każdy, kolejny widoczny zarys mięśni jest dla mnie dodatkową motywacją i potwierdzeniem, że mój trud przynosi dobre efekty. Nie chcę ich zaprzepaścić, więc nawet podczas leniwego i pochmurnego dnia wybieram się na siłownię, by utrzymać swoje rezultaty i zapewnić sobie ich jeszcze więcej. Kontrola ciała jest bardzo ważna, bo widoczny progres daje ogromną siłę i mnóstwo ochoty do dalszej pracy nad swoją sylwetką. Zmieniam plan treningowy Nawet najbardziej urozmaicony plan treningowy może w końcu się znudzić. Początkowo nie miałam problemów z udaniem się na siłownię i przyznaję sama przed sobą, że popełniłam spory błąd, bo przez pierwsze miesiące mój grafik wyglądał dokładnie tak samo. Miałam rozpisany trening na różne partie ciała i to mi odpowiadało, aż do momentu, w którym straciłam swoją ochotę na ćwiczenia. Stało się to kilka tygodni temu i sama nie wiedziałam, dlaczego tak się dzieje, skoro wcześniej trening dawał mi tyle radości. Zmuszałam się, a później ćwiczenia robiłam tak, byleby tylko je odbębnić, mieć już święty spokój i wrócić do swojego mieszkania. W tym czasie natrafiłam na filmiki stworzone przez trenerów personalnych, którzy pokazywali na nich ćwiczenia, o jakich istnieniu nawet nie miałam pojęcia. Zaczęłam wprowadzać je do swojego planu, wykonywać i sprawiało mi to ogromną przyjemność. Teraz wiem, że ważne jest regularne zmienianie treningów, co najlepiej robić średnio co miesiąc. W przeciwnym wypadku mięśnie przyzwyczają się do jednego wysiłku, nie będą poddawane nowym bodźcom, a stan psychiczny znacząco się pogorszy, bo człowieka dopadnie nuda i monotonia. Obecnie czasem zdarza mi się pójść na siłownię bez konkretnego planu (chociaż niektórzy uznają to za niewskazane). Kombinuję wtedy i robię ćwiczenia, na które aktualnie mam ochotę, manewrując seriami, powtórzeniami i obciążeniem. Mając nowy trening, na siłownię chodzę tak, jakbym miała tam być po raz pierwszy, czyli z ogromnym podekscytowaniem i wypiekami na twarzy. Zmieniam rodzaj aktywności fizycznej Jak już wiecie, jestem całkowicie zakochana w siłowni i nie wyobrażam sobie bez niej mojego życia. Po sztangę sięgam z uśmiechem na twarzy, jednak czasem nawet na to nie mam ochoty, a wolałabym poćwiczyć w domu na swojej zwykłej macie. Co wtedy robię? Daję sobie wolne od treningu siłowego i sięgam po zupełnie inną aktywność. Nawet z bieżnią można odrobinę poszaleć – w pierwszym dniu zrobić trening interwałowy, w następnym zwykłe cardio, a w kolejnym ustawić maszynę na podwyższeniu i zacząć się wspinać. Uwielbiam grać też w badmintona, więc gdy tylko widzę słoneczną pogodę, zabieram paletki (i chłopaka!) i rozpoczynam emocjonujące rozgrywki. Kocham też polskie góry i najchętniej odwiedzałabym je jak najczęściej, dlatego mając więcej wolnego czasu, wyruszam na podbój kolejnych szczytów. Nie mam roweru i bardzo nad tym ubolewam, ale w mojej okolicy bez problemu wypożycza się pojazdy miejskie (podejrzewam, że tak samo jest w innych dużych miastach) i już można wyruszyć na długą, aktywną wycieczkę. Nawet najwięksi miłośnicy sportu mają w końcu dość swojej dyscypliny i w takiej sytuacji warto ją po prostu zmienić na coś zupełnie innego – pływanie, bieganie, siatkówkę lub zwykłą jazdę na rowerze. Daję sobie odpocząć Brak chęci do działania może być także spowodowany ogólnym przemęczeniem i osłabieniem. Czasem da się je pokonać kolejnym treningiem, który przecież dodaje energii, jednak w skrajnych sytuacjach lepiej po prostu odpocząć. Człowiek nie jest maszyną i nie potrafi pracować bezustannie, bo przez to tylko pogarsza swój stan psychiczny oraz fizyczny. Oczywiście wiem, jak ciężko jest czasem odpuścić sobie trening, który to przecież ma poprawić nasz wygląd, jednak zbyt duża ilość ćwiczeń doprowadza nas do katastrofalnego stanu zdrowia. Gdy więc czuję, że moje ciało jest słabsze i widzę, że z wielkim trudem podnoszę ciężary niesprawiające mi wcześniej problemów, najzwyczajniej w świecie odpuszczam. Przez cały tydzień nie wykonuję żadnych, intensywniejszych ćwiczeń – jedynie spaceruję lub jeżdżę na rowerze. Zrobiłam tak kilka miesięcy temu i przyniosło mi to pozytywne rezultaty. Ciało odpoczęło, umysł mógł odetchnąć, a ja nie zamartwiałam się już kolejnym treningiem. Po kilku dniach zaczęło mi brakować ruchu, więc wróciłam na swoją siłownię i w końcu pokonałam swoją barierę – zrobiłam przysiad ze sztangą o dodatkowym obciążeniu 30. kilogramów! Czasem taka dłuższa regeneracja i przerwa może więc na nowo obudzić w nas zapał do pracy i sprawić, że zaczniemy osiągać jeszcze lepsze wyniki sportowe podczas swoich treningów. Idę… ćwiczyć! Najczęściej jednak brak ochoty do ćwiczeń jest spowodowany najzwyklejszym lenistwem. Mi też nieraz nie chce się ubierać, wychodzić na siłownię, przebierać, a jak tu mówić o bieganiu i podnoszeniu ciężarów. Dawniej swojego lenistwa nie potrafiłam pokonać, ulegałam mu i nawet nie próbowałam z nim walczyć. Nie chciało mi się ćwiczyć, to po prostu nie ćwiczyłam i ostatecznie wykonywałam maksymalnie dwa treningi w tygodniu. Postanowiłam to zmienić, zawalczyć o swoje marzenia i wygrać z lenistwem. Teraz, nawet gdy nie mam ochoty na kolejny trening, to nawet się nad tym nie zastanawiam, tylko automatycznie pakuję swoją torbę i wyruszam na siłownię. Skoro mam swój plan, to muszę go wypełnić w stu procentach i nie ma tutaj miejsca na chwile zawahania lub słabości. Wszelkie bóle głowy, bóle brzucha lub złe samopoczucie to najczęściej wymówki, a nie rzeczywisty stan naszego zdrowia. Moja rada – jeśli dalej nie lubicie ćwiczyć, zacznijcie się do tego zmuszać i stwórzcie z treningu swój nawyk, jakim jest przykładowo mycie włosów. Zaciśnijcie zęby i pobudźcie umysł oraz ciało do ciężkiej pracy. Da się to zrobić i tym sposobem wygrać z wymówkami i lenistwem, walcząc o osiąganie swoich celów.
ale mi się nie chce iść na trening ale trzeba teraz jeszcze jest w miarę ciepło i można trenować za darmoszke na SW parku ale później będzie zimno i będzie trzeba płacić by potrenować w ciepełku ( ͡° ʖ̯ ͡°) no chyba, że znajdę jakiś sposób na zimne drążki, są może jakieś rękawiczki z gumą na wewnętrznej części dłoni? Takie coś by mi się przydało by trenować swobodnie w zimę na świeżym powietrzu #trening #silownia #kalistenika #streetworkout #zalesie
Nie pierdol, idź na trening! 2014-11-04 Gdyby ktoś robił ranking najbardziej chaotycznych tematycznie blogerów, to bym go wygrał bez dwóch zdań. Ostatni tekst napisałem o strojach wieczorowych, a teraz klnę jak szewc w tytule. Przekleństwo czasem jednak daje wyraz temu, co człowiek ma na myśli bardziej niż tysiąc innych słów. Dobra, do rzeczy. Wiecie… są takie dni, że człowiekowi spada na głowę wszystko: „wstajesz i wiesz”, że to nie będzie dobry dzień. No chyba, że wierzysz w „Sekret”, to z pewnością tajemnymi mocami przyciągniesz do siebie dobrą energię, która wykona pracę za Ciebie. Jednak jeśli nie jesteś joginem i wstajesz lewą nogą, a potem wszystko „leci Ci z rąk” to musisz sobie jakoś inaczej poradzić. Tak, są takie dni, że nawet kiedy czekasz na windę, to zastanawiasz się czy ona przypadkiem nie jedzie z Honolulu. Plus minus dziś miałem taki dzień, chyba jeszcze się nie ogarnąłem po koszmarze, który ostatnio miałem. Śniło mi się, że Korwin chce mnie zabić w Dolinie Muminków (w linku szczegóły). Poza tym miałem dziś bardzo niewdzięczną robotę przed sobą. Ogarniałem konkurs. Wiecie, ponad 100 zdjęć do ogarnięcia, trzeba je było przyciąć, ponazywać, wrzucić do galerii i modlić się, żeby ci, którzy nie przeszli do drugiego etapu nie pisali do mnie z pretensjami. Nudne, żmudne i stresujące, a do tego dochodzi presja czasu. Od kiedy wstałem czytałem wiadomości i komentarze: „Ej! Kiedy to głosowanie!?”. Do tego jeszcze trochę maili, trochę wiadomości, trochę tego i tamtego. To jest naprawdę wycieńczające, jak nie wierzycie to zapytajcie kogoś kto pracuje w korpo, to jest ten styl pracy. Kiedy skończyłem te całe ambarasy nadszedł moment kiedy musiałem podjąć męską decyzję: iść czy nie iść na trening? W „skali niechcenia” dałbym sobie wtedy 9 na 10. No wiecie, wytyrany byłem jak bury osioł więc zacząłem szukać sobie wymówek. Teraz myśl dnia. Skupcie się. Jeśli Ci się nie chce czegoś zrobić to zawsze znajdziesz 100 argumentów, żeby tego nie zrobić. I nie ważne czy są głupie czy nie. Jeśli zaczniesz ze sobą dyskutować, to prędzej czy później sam siebie przekonasz. Tak właśnie jest, no może niektórzy mają trochę szybszą linię decyzyjną: nie chce im się i nic z tym nie robią. Ale jeśli zależy Ci na czymś, a z drugiej strony Ci się nie chce, to możesz popaść właśnie w tę psychologiczną pułapkę. Podobnie jest z nałogowcem, który mówi sobie, że „dziś sobie jeszcze dam jednego shota, a potem z tym zerwę”, plus argumentacja: „to był naprawdę stresujący dzień, muszę to zrobić”. No i tak… zacząłem mieć właśnie taki mały kryzysik. Ale wiedziałem, co robić. Trochę się ze sobą mocowałem i w końcu powiedziałem sobie: „Weź Saweczko nie pierdol, tylko idź na trening”, „No ale tekstu nie mam na dzisiaj na bloga…”, „I tak kurwa pomysłu nie masz!”, „No ale może…”, „Nie pierdol, idź na trening!”. I poszedłem na trening (dokładniej biegać interwałami jak to ostatnio robię). I to nie robiłem sobie żadnych bonusów, nie zmniejszyłem intensywności treningu, ani nie woziłem się na siłownię komunikacją miejską, tylko jak Pan Bóg przykazał poszedłem na nogach, żeby zażyć więcej ruchu. To teraz czas na morał z tej historii. Nie chciało mi się iść biegać. Czułem się kompletnie zmęczony. Nie miałem pomysłu na tekst na dzisiaj. Nie maiłem ochoty na nic. Poszedłem biegać i skutki są następujące. Wymyśliłem tekst na dziś (właśnie go czytacie). Nie czuję się już zmęczony i zmulony. Wręcz tryskam życiem. To jednak prawda, że wysiłek fizyczny powoduje wydzielanie się endorfin. Na treningu poprawiłem swój wynik (biegałem 37 minut interwałami i dziś przebiegłem pół kilometra więcej niż wczoraj). A myślałem, że dziś na nic nie mam siły już! Dupy już się ślinią na myśl o moim odsłaniającym się sześciopaku. Amen. Ok, wiem, że to moja autorska metoda motywowania się. Wulgarna w chuj (ups…). Może wy macie jakieś swoje? Podzielcie się z tym, w dobie Facebooka dzielenie się jest modne. Tomek PS Pan na zdjęciu głównym wyraża swoje zdziwienie użyciem przekleństw w tym tekście. Wszelkich purytan proszę o wybaczenie, chociaż nie wiem za co tu przepraszać. :) Najpierw wiedza, potem rzeźba Kompleksowy przewodnik po diecie i treningu dla osób początkujących i średnio zaawansowanych. Ponad 10000 sprzedanych egzemplarzy! Ponad 260 stron konkretów. Minimum teorii i maksimum informacji praktycznych. Do e-booka dołączone są również arkusze kalkulacyjne, które wyręczą Cię w koniecznych obliczeniach. ZAMÓW E-BOOKA
nie chce mi się iść na trening